Weszłam niemiłosiernie trzaskając
drzwiami. Po minach siatkarzy i sztabu domyślałam się, że
wszystko słyszeli. Usiadłam przy oknie i schowałam twarz w dłonie
opierając je na stoliku. Słyszałam ponowne trzaśnięcie drzwi.
Domyśliłam się, że to Zbyszek. Parę chwil później ktoś
dosiadł się do mnie i objął przytulając do siebie. Po perfumach
poczułam, że to atakujący.
-Przepraszam. - szepnął i pocałował
w czoło. - Wiesz, że chce nadrobić czas gdy ze sobą nie
rozmawialiśmy, a tak naprawdę psuję to jeszcze bardziej. Miałem
wrażenie, że odsuwałaś się ode mnie. Nie dałbym rady gdybyś
odeszła. Jesteś moim życiem, dla ciebie oddycham, dla ciebie
codziennie wstaję z łóżka, dzięki tobie mam nadzieję na lepsze
jutro. Jesteś moim sercem kochanie. - mówił patrząc mi w oczy.
Uśmiechnęłam się delikatnie i
pocałowałam w usta. Wstał z krzesełka i podał mi swoją dłoń.
Chwyciłam ją pewnie i kierując się za nim poszliśmy do stolika
przy którym siedział Krzysiek, Paul, Nikola i Olieg. Bartman siadł
koło kapitana i wciągnął mnie na swoje kolana. Zabrałam libero
rogalika i zerwałam się z miejsca uciekając przed goniącym mnie
Ignaczakiem. Nim dobiegłam do drzwi, wisiałam przerzucona przez
ramię siatkarza. Sam niosący szedł powolnym krokiem na swoje
miejsce. Postawił mnie koło rozbawionego Zibiego i wyrwał swoje
jedzenie. Atakujący objął mnie w pasie i podnosząc głowę do
góry puścił oczko.
-Za piętnaście minut trening. -
rzucił Andrzej wstając od swojego stolika. - I żadnych spóźnień
Bartman. - dodał i się zaśmiał.
-Piętnaście minut całkowicie
wystarczy. - wstał energicznie z miejsca i ciągnąc mnie za sobą
pobiegł na górę.
-Idiota. - wybuchnęłam śmiechem gdy
zamknął drzwi do hotelowego pokoju.
Wspięłam się na palce i obejmując
go za szyję delikatnie musnęłam jego usta. Ponownie go pocałowałam
lecz tym razem dużo bardziej stanowczo. Podniósł mnie do góry
tak, że obejmowałam go nogami w pasie. Uszczypnęłam go w szyje na
co zdziwiony przerwał pocałunek.
-Na trening. - powiedziałam zeskakując
mu z rąk.
-Jesteś wredna. - wziął torbę na
ramię i skierował ku drzwiom. - Ale i tak cię kocham. - musnął
moje czoło i wyszedł.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i
również opuściłam pokój. Poszłam do siebie, chwyciłam torbę,
do której wrzuciłam telefon, aparat powiesiłam na szyi i wybrałam
na wycieczkę po Kędzierzynie. Spacerując po starówce spotkałam
Fontelesa. Ze swoim słynnym uśmiechem podszedł do mnie i przywitał
jak zwykle mówiąc 'witam panią Bartman'. Zaśmiałam się tylko i
pyknęłam mu szybko zdjęcie zanim zaczął protestować. Kazał mi
je usunąć, ale po dłuższym czasie wiedział, że ze mną nie
wygra. Ruszyliśmy w stronę naszego hotelu co chwila sobie
docinając. Pod budynkiem zobaczyłam wracających z treningu
chłopaków. Podeszliśmy pod bandę Resoviaków. Zbyszek zbyt zajęty
rozmową z trenerem nie zauważył naszego przyjścia. Dopiero po
słowach Krzyśka 'Zibi, masz konkurencje' odwrócił się w naszą
stronę. Po skończonej szybko rozmowie podszedł do nas klepiąc w
tył głowy Felipe. Brazylijski przyjmujący rzucił z uśmiechem, że
'odegra się na meczu' i poszedł w stronę hali. Objęłam
atakującego i na końcu grupy przeszliśmy przez drzwi. Siatkarze
poszli do siebie, a ja odpaliłam laptopa. Zrzuciłam zdjęcia na
urządzenie i przejrzałam. Posegregowałam i wzięłam się za ich
obróbkę. W końcu mogłam je wysłać do Rzeszowa, żeby jeszcze
raz je przejrzeli. Gdy zmęczona zamykałam laptopa, spojrzałam na
zegarek. Druga w nocy. Kierując się do łazienki usłyszałam
pukanie. 'Proszę' rzuciłam. Osobnik niepewnie wsadził głowę do
pokoju lekko uchylając drzwi.
-Nie śpisz jeszcze ? - podszedł do
mnie Zbyszek.
-Mogę zadać to samo pytanie tobie.
Masz dzisiaj mecz. Wracaj do siebie. - pchnęłam go lekko w stronę
drzwi.
-A ty idź pod prysznic i do łóżka.
- pocałował mnie w czoło i skierował do wyjścia. - Dobranoc
kochanie. - uśmiechnął się i mrugnął okiem.
-Dobranoc skarbie. - zaśmiałam się i
poszłam do łazienki.
Po wyjściu, nastawiłam budzik na
siódmą i zamarłam widząc, że zostało mi tylko cztery godziny
snu. Rano gdy leciała melodia z mojego telefonu miałam ochotę go
wyrzucić i powrócić w objęcia Morfeusza. Niestety nie było mi to
dane i musiałam zbierać się na śniadanie. Wychodząc od siebie
wpadłam na Bartmana.
-Widzę, że krótka noc była. -
zaśmiał się na mój widok.
-Nawet nie wiesz jak. - objęłam go w
pasie. - Dzień dobry misiu. - dodałam i cmoknęłam w policzek.
-Dzień dobry słoneczko. - zarzucił
rękę na moje ramię i powoli zeszliśmy do hotelowego barku.
Po śniadaniu resoviacy poszli na lekko
rozruch, a ja wróciłam do spania. Koło dziewiętnastej zaczęliśmy
zbierać się na jeden z ważniejszych meczy.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, długo czekaliście, przepraszam :* rozdział beznadziejny, bo nie mam weny jak na razie. Może w ferie uda się wymyślić coś sensowniejszego :) a teraz chciałabym Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia na Nowy Rok, spełnienia wszystkich marzeń, a szczególnie tych siatkarskich :) pozdrawiam :*